poniedziałek, 22 października 2012

"Kochanie, zabiłam nasze koty" - Dorota Masłowska

Miałem chwilę wahania, zanim zdecydowałem się kupić tę książkę. Właściwie nie wiedziałem, czego się po niej spodziewać, bo nie czytałem poprzednich powieści tej autorki. Nowa książka Masłowskiej miała jednak dobrą promocję, dzięki czemu docierały do mnie ostatnio informacje na jej temat, wywiady z autorką i recenzje. Dziełko zapowiadało się zachęcająco, jednak dużo mówiło się o charakterystycznym języku powieści, pełnym kalek językowych i zgrzytających zapożyczeń z angielskiego. Postanowiłem zaryzykować, wybrać się do księgarni i zatopić się w lekturze.

"Kochanie, zabiłam nasze koty" nie tylko nie okazało się rozczarowaniem, ale wręcz pozytywnie mnie zaskoczyło. Moja największa obawa, dotycząca języka, szybko mnie opuściła. Tekst pisany niepoprawną polszczyzną mógł okazać się zupełnie niestrawny, jednak Masłowska opanowała styl, który sprawia, że książkę czyta się bardzo lekko. Wspomniane kalki z języka angielskiego nie są mocno zagęszczone i stanowią jedynie przyprawę nadającą smak tej powieści. Nadają bohaterom właściwy charakter i pomagają ukazać w krzywym zwierciadle ich sposób bycia.

Autorka uczyniła bohaterkami młode kobiety w okolicach trzydziestki, mieszkające w wielkim mieście przypominającym Nowy Jork, czy może raczej będącym jego podróbką. Dziewczyny te są stereotypowo puste, usiłują żyć wzorując się na modnych magazynach i poradnikach, unikając przy tym zbyt głębokich przemyśleń na temat siebie i otaczającego świata. Pomimo odczuwanej pustki, a nawet cierpienia, nie są w stanie dokonać jakościowej zmiany swojego życia. 

Z historią bohaterek przeplata się opis ich snów, w których pojawiają się, między innymi, syreny mieszkające w oceanie. Przypadłością tych istot jest skłonność do naśladowania życia ludzi, zbierania pływających w oceanie śmieci wyrzucanych przez cywilizację człowieka. Syreny z lubością korzystają z tych dóbr i budują przy ich pomocy swoje podmorskie siedziby, nie przejmując się, że zaszczepianie w ich społeczności odpadów ludzkiej cywilizacji prowadzi je do upadku, a nawet wyginięcia. Obraz ten koresponduje resztą książki, w której ludzie, tak jak powieściowe syreny, bezrefleksyjnie chłoną lansowany styl życia, gadżety, konsumpcyjną cywilizacje i wydumane mody - wszystko ku swojej własnej degeneracji. 

Dorota Masłowska pisze niby o amerykańskim wielkim mieście i jego mieszkańcach, ale z rzadka wkłada w usta bohaterów słowa, które wypowiedzieć mógł tylko Polak. Takie smaczki każą czytelnikowi spojrzeć przez szkiełko książki na nasze własne podwórko. Jesteśmy zmuszeni do zastanowienia, czy nasze polskie społeczeństwo nie jest nacją syren, ślepo zapatrzonych w zachodnią cywilizację. 

W tej niewielkiej książce udało się autorce zawrzeć wiele interesujących myśli na temat współczesnego człowieka, targanego modami, oddychającego konsumpcjonizmem, łaknącego atrakcyjnej formy, nawet jeśli ta pozbawiona jest treści, a przez to pusta. Pisarka utkała swoje dzieło z dobrego w odbiorze stylu, okraszając je od czasu do czasu świetnym humorem, który potrafi wywołać grymas uśmiechu, a nawet głośną radość. Całościowo "Kochanie, zabiłam nasze koty" robi bardzo dobre wrażenie. Uważam, że Dorota Masłowska ma bardzo duży potencjał jako pisarka i chciałbym mieć okazję czytać w przyszłości jej kolejne, jeszcze lepsze książki. 

sobota, 6 października 2012

"Sunset Park" - Paul Auster

Każdy człowiek ma swoją historię. Ma własną, niepowtarzalną przeszłość, swoją osobowość, którą przekuwa na aktualne czyny, ma wreszcie osobistą, niepewną przyszłość. Każdemu z nas przychodzi mierzyć się ze wspomnieniami rzeczy, których żałujemy. Walczymy z trudnościami, jakie nas spotykają i budujemy lub rujnujemy relacje z ludźmi, wśród których przyszło nam żyć. W tym wszystkim, nie wiemy, gdzie znajdziemy się jutro. 

W swojej powieści "Sunset Park", Paul Auster pozwala nam poznać kilkoro ludzi, o bardzo różnych charakterach i o często zaskakującej przeszłości. Każdej z tych osób poświęca sporo czasu i uwagi, dając czytelnikowi sposobność do zrozumienia jej i nawiązania z nią jakiejś więzi. W centrum opowieści stawia Milesa Hellera, młodego mężczyznę, dręczonego przez wyrzuty sumienia i usiłującego na nowo odnaleźć swoje miejsce w świecie. Możemy obserwować, jak zmaga się z demonami przeszłości i nieoczekiwanymi przeciwnościami losu, jak walczy o miłość i jak pragnie stać się godnym pojednania z rodzicami. Nie mniej interesujący jest jego ojciec, właściciel niezależnego wydawnictwa, dla którego sensem pracy jest wydawanie dobrej literatury oraz matka chłopaka - utalentowana aktorka filmowa i teatralna. Kolorytu dodają powieści barwni przyjaciele Milesa, z którymi przychodzi mu mieszkać w opuszczonym domu. Każde z nich próbuje odnaleźć swoje szczęście. 

Największą zaletą "Sunset Park" są właśnie wyjątkowe postaci i ich historie. Z ich perspektywy obserwujemy bardzo ludzkie poszukiwanie swojego miejsca. Dom, który dzielą wydaje się być stanem zagubienia i jednocześnie drogą prowadzącą do spełnienia. Nielegalne jego zamieszkanie może symbolizować ryzyko, jakie człowiek musi podjąć, by odnaleźć siebie, swoje szczęście, czasem swoją miłość. 

Ważną warstwę powieści stanowi obraz kryzysu ekonomicznego. Powieść pokazuje ludzi, którzy przegrali wszystko i muszą walczyć, by na nowo coś osiągnąć. Zaczynają niemal od zera. Ta sytuacja zmusza ich do odnalezienia się w rzeczywistości recesji i w poczuciu niepewności jutra. Podjęcie takiej problematyki czyni książkę bardzo aktualną dzisiaj i pozostawi świadectwo czasów kryzysu na przyszłość. 

Jest też coś, co przyjemnie łechce miłośnika literatury i sztuki, a jest to powszechna wśród bohaterów miłość do prozy, filmu, teatru czy malarstwa. Miles jest uzależniony od książek, a uczucie do nich odziedziczył po swoim ojcu Morrisie. Jego matka, Mary-Lee, pokazuje jak odnajdywać piękno w teatrze. Mieszkająca w domu w Sunset Park Alice odkrywa zadziwiające treści zawarte w filmie, o którym pisze doktorat, a inna współlokatorka, Ellen, na naszych oczach uczy się wstępować na wyższy poziom twórczości plastycznej. Ta książka ma niezwykły klimat, pełna jest oparów sztuki i pod tym względem przywodzi na myśl najlepsze filmy Woody'ego Allena.

Paul Auster dał mi okazję do kolejnego, udanego spotkania z prozą północno-amerykańską. Powieść "Sunset Park" urzekła mnie i przekonała do pisarza, o którym dotąd niewiele wiedziałem. Co prawda zdarzały się fragmenty, gdy opisywane wydarzenia wydawały się dziać w sposób zbyt banalny, jakby deus ex machina i mogłyby być wyraźniej opisane, jednak całokształt i ogólne wrażenie każą mi wysoko cenić kunszt autora.