poniedziałek, 18 lutego 2013

"Nikt nie woła" - Józef Hen

Sięgając po "Nikt nie woła" byłem zaintrygowany historią tej książki. Przeczytałem wcześniej, że przez ponad 30 lat cenzura nie pozwalała na jej wydanie, mimo iż wiele osób, które miały okazję przeczytać maszynopis, było zachwyconych powieścią Józefa Hena. Do szerszego grona czytelników trafiła jednak dopiero w III RP. Wiedziałem, że książka opowiada o młodym człowieku, który w czasie II Wojny Światowej trafił na wschód Związku Radzieckiego. Zastanawiałem się, co takiego napisał Hen, co nie zdołało przejść przez sito cenzury. Co więcej, od dłuższego czasu czytywałem jedynie przekłady literatury anglojęzycznej i liczyłem na coś odmiennego. Jednocześnie obawiałem się, że proza nieznanego mi dotąd pisarza nie sprosta moim oczekiwaniom. Co zdarzyło się, kiedy wreszcie otworzyłem "Nikt nie woła"? 

Już po przeczytaniu pierwszych stron czułem się jak w domu. Zagłębiałem się w piękny język polski sprzed lat, delikatnie zakurzony przez nieużywane dziś słowa. To język, w którym widać przedwojenną szkołę i za którym tęskni się teraz, pół wieku po tym, jak spłynął na papier z pióra Józefa Hena. Nie tylko forma powieści sprawia wrażenie wyjętej z tajemniczej szuflady dziadka. Również opisana historia przenosi czytelnika w zupełnie inny świat. To świat, który na co dzień nie istnieje w naszej świadomości, a mimo to był niegdyś równie prawdziwy i namacalny jak to, czego w tej chwili doświadczamy naszymi zmysłami. Ta rzeczywistość przemawiała do mnie. Jej głos był intensywny, wzmocniony odczuciem autentyczności opowieści, porywał mnie do świata, nad którym ciążył cień wojny, skrajnej biedy i głodu. Rzeczywistość, o której zapomnieliśmy dzięki naszym pełnym żołądkom.

Zaczynając czytać, znalazłem się w towarzystwie Bożka, głodny i bosy. Tam, głęboko w azjatyckiej części Związku Radzieckiego, marzeniem była niewolnicza praca za obietnicę osiemdziesięciu deka chleba dziennie. Porcja, dzięki której można oddalić widmo głodu. Buty, które uwolniłyby stopy od bólu, chłodu lub od niemiłosiernie rozgrzanego piasku wydawały się nieosiągalnym luksusem. Podziwiałem Bogdana, zdeterminowanego by zmierzyć się z tą trudną sytuacją, walczyć najpierw o chleb, później o buty, w końcu o przyjęcie go do polskiej armii. W tym chłopaku odnajdywałem coś, z czym mogłem się utożsamiać, a przynajmniej mógłbym wejść w jego skórę, gdybym był w jego wieku. Jego walka, zmaganie się z przeciwnościami budziły moje emocje. Zawierane przez niego znajomości i przyjaźnie były tak ludzkie, jak moje. Nie mogłem mu nie kibicować. Było nas dwóch. Zawsze był jakiś "drugi", który z nim szedł. W pierwszym rozdziale książki zastąpiłem poprzedniego, by w ostatnim ustąpić miejsca kolejnemu. Ale to, co zdarzyło się pomiędzy, w moim towarzystwie, było przygodą.

Bożkowi trzeba przyznać, że potrafi sięgać po marzenia. To coś, czego chciałbym się od niego nauczyć. Pierwszy z brzegu przykład - zależało mu, by zdobyć buty, więc walczył ostatkiem nadziei, by dopiąć swego. I udało się z nawiązką. To otworzyło drugi, zupełnie inny rozdział historii. Skończyła się walka o przeżycie. Przed Bożkiem pojawiła się przestrzeń, w której mógł dojrzeć, a nawet odkryć miłość. Uczucie, które zrodziło się niespodziewanie i wymagało czasu, by się rozwinąć. Ja to obserwowałem, trochę jak starszy kolega, ale nie bez emocji. Chciałem, żeby mu się udało. W praktyce nie było to takie proste, o czym warto przekonać się samemu. To opowieść która trafi do serca kogoś w wieku Bożka i jego wybranki.

Cieszę się, że odwiedziłem miejsce, w którym "nikt nie woła". W ciszy lektury zobaczyłem świat, który był mi obcy. Teraz już trochę mniej, dzięki pisarzowi, o którym miesiąc temu nawet nie słyszałem. I chcę więcej! Powziąłem postanowienie, by mimo swojej fascynacji literaturą amerykańską, częściej sięgać po książki polskich autorów. Chciałbym znowu trafić na niespodziankę podobną do tej, jaką sprawiła mi powieść Józefa Hena.

***

Za przekazanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Literackiemu. 

13 komentarzy:

  1. Tej ksiazki nie znam jeszcze, ale to tylko kwestia czasu;)
    Z calego serca polecam "Crimen" tego autora, ktora mnie oczarowala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po "Nikt nie czeka" mam już chrapkę na inne książki Hena, w tym właśnie "Crimen" czy "Nowolipie" :)

      Usuń
    2. Bede wypatrywac Twoich polekturowych refleksji:)

      Usuń
  2. Michał - gratuluję! Według mnie to Twój najlepszy z dotychczasowych wpisów:) Cieszę się, że podzieliłeś się swoimi odczuciami i otworzyłeś, choć na chwilę, drzwi do Twojego świata. Właśnie tego, czym podzieliłeś się w tym razem, dotychczas mi brakowało. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że ta książka została wznowiona. Czytałam ją już dawno temu i miałam bardzo dobre wrażenia. Bożek to bohater, którego można polubić: dobry, wrażliwy, umiał podzielić się chlebem z żebraczką, nie chciał kraść. Zgadzam się z Twoim twierdzeniem, że w języku Hena widać przedwojenną szkołę.
    Wkrótce będę czytać polecaną przez Imani "Crimen" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację co do Bożka :) I koniecznie napisz recenzję "Crimen" na swoim blogu. Jestem ciekaw tej książki :)

      Usuń
  4. Dobrze, że czasy PRLu już się skończyły. Tyle dobrych książek nie ujrzało światła dziennego. Cieszę się, że książka Hena wytrzymała próbę czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nasza polska literatura sporo na tym straciła. Zapewne byłaby bogatsza, gdyby książki nie były odrzucane ze względów politycznych.

      Usuń
  5. Świetnie napisane.
    Nie znam jeszcze Hena, ale ostatnio nabyłam sobie jego opowiadania - tytuł zbioru "Niebo naszych ojców" i mam nadzieje po jednym zacząć czytać.).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zetknąłem się jeszcze z tym zbiorem. Koniecznie podziel się swoimi wrażeniami po przeczytaniu tych opowiadań :)

      Usuń
  6. Już się rozglądam za tą książką :) dziękuję za cynk o kolejnej wyjątkowej pozycji :)

    OdpowiedzUsuń