„Od razu na wstępie pojawia się problem, jak zacząć, jak
dostać się stąd, gdzie jesteśmy, czyli na razie znikąd, na przeciwległy brzeg.
To kwestia zwykłego spięcia dwóch brzegów, przerzucenia mostu. Ludzie
rozwiązują takie problemy codziennie. A kiedy już rozwiążą, idą dalej.”
Tymi słowami rozpoczyna się powieść „Elizabeth Costello”,
której tytułowa bohaterka, ekscentryczna pisarka, jest alter ego autora. John Coetzee jest jednym z najbardziej cenionych
przeze mnie pisarzy i jego twórczość niemal zawsze trafia w mój gust. A mimo
to, na wiele kwestii mam zdanie odmienne od jego punktu widzenia. Sam dziwię
się czasem, jak mogę podziwiać dzieła człowieka o takich poglądach.
Cieszę się, że przeczytałem „Elizabeth Costello”, ponieważ
właśnie ta powieść przerzuciła most zrozumienia między mną, a noblistą.
Sprawiła, że nawet, jeśli nie dałem się przekonać do poglądów Elizabeth
(będących odblaskiem poglądów Coetzeego), to przynajmniej udało mi się
zrozumieć, czym są motywowane.
Książka przesiąknięta jest swoim autorem, nie tylko ze
względu na podobieństwa między nim, a Costello. Fani pisarza mogą do woli sycić
się jego charakterystycznym stylem i dużą dawką dystansu do siebie, żeby nie
nazwać tego samobiczowaniem. Nie będzie to niespodzianką dla czytelników
zaznajomionych z autobiograficzną trylogią Coetzeego. Natomiast tym, co
zachwyciło mnie najbardziej przy tej lekturze, jest wyraźny posmak
postmodernizmu, który może okazać się bliski nam, żyjącym w takich czasach.
„Elizabeth Costello” nie jest niestety książką równą,
przynajmniej w moich oczach. Owszem, nie brakowało momentów, w których chciałem
krzyknąć: „To jest takie dobre!”, ale zdarzało się też, że niektóre fragmenty
mnie nużyły. Jednak nawet, jeśli nie jest to powieść dla każdego, to musi
znaleźć się na obowiązkowej liście fanów pisarza.
Sama opowieść taka sobie, ale postać Costello jest świetna :) dzięki Tobie dowiedziałam się, że w przyszłym roku wyjdą dwie nowe książki Coetzeego!!! Mam nadzieję, że Znak wyda je zaraz po światowej premierze! Już wiem na co będę czekać w roku 2013 :D
OdpowiedzUsuńJa też czekam z niecierpliwością na nowe książki Coetzeego, tym bardziej, że zapowiadają się interesująco. Może uda mi się dowiedzieć o nich czegoś więcej i napisać o tym na blogu :)
OdpowiedzUsuńNa razie czytałam jedynie "Hańbę" Coetzee, ale zrobiła na mnie duże wrażenie, więc mam w planach pozostałe jego książki. Myślę o "Życiu i czasach Michaela K.". Czytałeś? Co sądzisz?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałem "Życia i czasów Michaela K.", ale mam tę książkę na swojej półce i w najbliższych tygodniach też mam zamiar po nią sięgnąć. Na pewno podzielę się wrażeniami :)
UsuńNatomiast dzięki "Hańbie" zainteresowałem się Coetzeem. To była książka, która poruszyła mnie do głębi, zaczepiając o struny, które niegdyś wstrząsały mną w trakcie lektury "Zbrodni i kary" Dostojewskiego. W tym wypadku nie było to aż tak intensywne, ale teraz i tak kupuję w ciemno wszystkie książki Coetzeego i jeszcze nigdy się nie zawiodłem.
Książka miewa swoje lepsze i gorsze momenty, ale ten ostatni, przesycony kafkowskim klimatem rozdział - majstersztyk! ;)
OdpowiedzUsuńTak, ostatni rozdział to jeden z najlepszych fragmentów książki :)
Usuń